Ostatnio trochę się obijałam, ale teraz mam nadzieję to wszystko nadrobić. W końcu mam już wakacje, a to oznacza więcej czasu na pisanie i Haosiowanie xD A teraz życzę miłego czytania ^^ Chciaż chyba ciut krótkie jest : <
- No koteczku. W końcu Ciebie znalazłam... - powiedziała jakże spokojnym głosem, mierząc Faust'a morderczym spojrzeniem. Z drugiej jednak strony... powątpiewała w to, że nasz drogi lekarz wiedział o dzisiejszych przewinieniach Yoh. Dlatego też postanowiła go nie karać za ukrywanie przestępcy, którym był jej narzeczony. Teraz wzrok przeniosła właśnie na niego. W tym samym momencie zamiast ducha starszego mężczyzny, który cały czas jej towarzyszył, pojawiły się dwa shikigami. Jeden czerwony, a drugi o kolorze błękitu. Były to te same duchy, które niegdyś pokonał Hao, a które mu w późniejszym czasie wiernie służyły. Teraz Yoh głośno przełknął ślinę. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż cios wymierzony w niego przez Kouki był bardzo mocny, a młody szaman wylądował trzy metry dalej, uderzając po drodze w stół. Jęknął z bólu, łapiąc się za obolałe ramię. Zaraz obok leżącego zmaterializował się Amidamaru, który teraz niezbyt przyjaźnie patrzył na itako.
- Nie wtrącajcie się. To nie wasza sprawa - warknęła ostrzegawczo blondynka i chcąc mieć co do tego pewność, związała ducha samuraja przy pomocy swoich korali. Następnie ponownie wzięła się za Asakurę. Dłużej ze mną tak pogrywać nie będziesz. Musisz być gotowy do turnieju, kiedy go już wznowią. A Ty tak się obijasz... Przeszło jej przez myśl i zaraz poczuła wzbierającą w niej złość. Musiała przecież zostać królową! Żwawym krokiem przemierzyła pokój, zatrzymując się przed przerażonym młodzieńcem.
- Wracamy do domu. - oznajmiła głosem nieznoszącym sprzeciwu, po czym chwyciła kawałek jego koszuli w żelaznym uścisku. Twarz dziewczyny była kamienna i nie wyrażała jakichkolwiek uczuć. Niedługo potem Yoh ciągnięty był przez nią w stronę domu. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł się sprzeciwić.
- Ale Anno. Czy to konieczne? Przecież nic takiego nie zrobiłem, a poza tym... sam jestem w stanie dojść do domu - mruknął niepewnym głosem, spoglądając na narzeczoną z dołu. Od razu otrzymał kopniaka, po którym wolał już chyba milczeć. Kiedy to wszystko się skończy? Kiedy w końcu zdobędzie się na to, żeby postawić się Annie? Kilka razy próbował, ale zawsze w ostatniej chwili się wycofywał, albo płaszczył przed dziewczyną.
- Czy ja aby dobrze słyszę? Nic nie zrobiłeś?! Zaprzepaściłeś cały mój trening. I Ty to nazywasz NIC? Nie dobijaj mnie już, proszę. Wiedz tylko, że jutro będziesz musiał wszystko odrobić. - odpowiedziała pochmurnie, nie puszczając swojego niewolnika. Yoh przez całą drogę się już nie odzywał, psychicznie przygotowując się do nadchodzącego mega maratonu.
***
W Izumo starsza kobieta o imieniu Kino leżała w łóżku całkowicie wyczerpana. Miejsca przy niej nie odstępowała ani na minutę jej córka, Keiko. Warto jednak wspomnieć co doprowadziło itako do takiego stanu. Musimy się jednak w tym celu cofnąć trochę w przeszłość. Konkretniej do dnia, w którym ktoś wdarł się do ich sekretnego pokoju. A był to jak wiemy... Hao.
Cztery osoby siedziały przy stole, rozmawiając o turnieju szamanów. Wszyscy zastanawiali się kiedy zostanie on w końcu wznowiony. W pewnym momencie Yohmei wraz z Mikihisą poderwali się z miejsca i nic nie mówiąc, ruszyli w stronę drzwi prowadzących do podziemi. Kobiety zaczęły się trochę denerwować, kiedy mężczyzn dosyć długo nie było, a z dołu zaczęły dobiegać niepokojące odgłosy. W pewnym momencie ni z tego, ni z owego z twarzy Kino zaczęła lecieć strużkami szkarłatna krew.
- Mamo! - krzyknęła młodsza z nich, widząc upadającą matkę. Zaraz położyła ją na pobliskiej kanapie i pobiegła po wilgotny ręcznik, aby móc zetrzeć czerwonawą ciecz z twarzy itako. Po chwili w pokoju pojawili się również mężczyźni, którzy wyglądali na przestraszonych. Wyraz ich twarzy jeszcze bardziej się sposępniał, widząc nieprzytomną Asakurę. Yohmei wolno podszedł do żony, która na chwile odzyskała przytomność. Wiedział, że chce ona wiedzieć co też tam na dole miało miejsce. Może i mieli trzymać to przez jakiś czas w tajemnicy, ale w tej sytuacji nie było o tym mowy.
- Hao. On żyje. - wymamrotał ledwo słyszalnie, a z twarzy obu kobiet dało się odczytać przerażenie. U Keiko był on pomieszany jednak z czymś jeszcze... jakby troską? Mikihisa wiedział, że szaman będzie się chciał na Yoh zemścić, toteż przekonany był, że uczucie to właśnie tym było wywołane. Jak bardzo się jednak mylił.
- Musicie ostrzec Yoh... - wysapała ledwo słyszalnie, po czym straciła przytomność. Mąż jej pokiwał głową na znak, że się z tym zgadza. Córka natomiast wydawała się być zupełnie temu przeciwna.
- Nie róbcie tego, proszę. Hao jest na pewno bardzo słaby przez rany, które odniósł... Długo nie powinien stanowić dla nas zagrożenia. - zaprotestowała gorączkowo, ściskając kurczowo dłoń na koszuli Mikihisy. Dopiero co odzyskała drugiego syna, nie chciała ponownie go stracić. Może i nie miała pewności co do tego, czy się zmienił, ale wierzyła, że w głębi tak na prawdę zły nie jest. Poza tym szaman ten był wyjątkowo silny i była niemalże pewna, że ciężko byłoby się go pozbyć.
- Ale Keiko... Chcesz żeby Hao zabił Yoh? - zapytał zdziwiony reakcją swojej żony, która jakby nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia. Spojrzał prosto w oczy brunetki, ale nie potrafił nic z nich wyczytać. Nie miał pojęcia co nią kieruje. Czyżby miłość? Nie, niemożliwe. Przecież Hao nie można kochać. To potwór w ludzkiej skórze. Potwór pozbawiony pozytywnych uczuć. Wiedział jednak, że kobieta nie odpuści tak łatwo.
- No dobrze, poczekamy trochę. - powiedział po dłuższej ciszy ojciec Keiko, spoglądając gdzieś przed siebie jakby niewidzącym wzrokiem. Nie był pewien czy dobrze robią, ale chyba ich przodek nie mógł tak szybko się zregenerować, prawda? Oby tylko swojej decyzji w przyszłości nie żałowali. Ale co będzie to czas okaże...
***
A co u Hao? Po tym, jak ukradł księgę z posiadłości Asakurów musiał doprowadzić się do porządku. Pomógł mu w tym jego dawny poplecznik, którego spotkał na jednej z odległych pustyń. Szczerze mówiąc zdziwiony był, że tam przebywał. W końcu wszyscy pewni byli, że ich mistrz poległ, prawda? Mogli wrócić do swoich spraw, nie bacząc na przeszłość. Szaman pewien był bowiem, że ludzie ci przebywali z nim, bo się go zwyczajnie bali. Nie chodziło tutaj o to,iż popierają go w jego wizji nowego świata. A może się mylił? Może darzyli go sympatią? Opacho na pewno, ale inni? Ukrywali przed nim swoje myśli, więc nie był w stanie tego stwierdzić. Był im jednak za to niezmiernie wdzięczny, ponieważ nie uśmiechało mu się ich słuchanie. Potrzebne zioła do sporządzenia maści zdobył jego stary, a zarazem nowy towarzysz - Mohammed. Postanowili osiąść na jakiś czas w jednym miejscu, aby Hao mógł się podleczyć. Z zaklęciami oraz lekarstwem wylizanie się z ran nie powinno mu zająć więcej, jak dwa tygodnie. Miał jednak nadzieje, że pełnię sił odzyska w miarę szybko. W jego głowie bowiem rodził się plan zdobycia drugiego ducha stróża, dzięki któremu stałby się niepokonany. Walka z Yoh uwolniła ukryte pokłady furyoku Hao, przez co jedynie duch ognia już mu nie wystarczał. Potrzebowałby jeszcze któregoś z jego towarzyszy... Nie będzie jednak łatwo go porwać.
- Panie, wszystko dobrze? - usłyszał nad sobą głos szamana, ale chwilowo go zignorował, usilnie nad czymś rozmyślając. Duch ziemi byłby odpowiedni. Nie łatwo będzie się jednak dostać wgłąb piekła. I jeszcze będę musiał pokonać strażnika. Na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Ale też nie niewykonalne. Pomyślał, mieszając patykiem w ognisku. Dopiero po chwili zreflektował się, że mężczyzna czeka jeszcze na odpowiedź.
- Tak, tak. Myśle jednak nad tym, jak pozbyć się Enmy Daiohn kiedy już dostanę się do piekła. Na razie jednak muszę odzyskać swoje dawne siły. W takim stanie nie dałbym mu rady - mruknął w odpowiedzi, wzdychając przy tym pod nosem. Może i nie był bezbronny, ale nie czuł się też najlepiej. Teraz ni z tego, ni z owego zaczął się nawet zastanawiać nad tym, gdzie podziewa się Opacho. Szczerze powiedziawszy, brakowało mu tej dziewczynki. Czasami doprowadzała go do szału, ale mimo wszystko zawsze z nim była. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego zginęła. Pokręcił energicznie głową, nie mógł się tak nad innymi niepotrzebnie rozczulać. Wstał z ziemi, zrzucił swoje ponczo i zaczął smarować rany wcześniej przygotowanym preparatem. Przynajmniej dzięki bólowi mógł przestać o wszystkim innym myśleć.
- Enma Daiohn? Panie, czyżbyś chciał dostać się do ducha ziemi? Odkąd zdobyłeś ducha ognia, strażnicy pozostałych żywiołów są jeszcze lepiej strzeżeni. Trzeba będzie odnaleźć pozostałych towarzyszy, którzy nam pomogą - mówił, patrząc na Hao, który lekko krzywił się z bólu. Przez brzuch jego przechodziła głęboka rana, więc nie musiał aż tak ukrywać dyskomfortu. Nikt chyba nie czułby się dobrze po czymś takim. Chyba że jakiś szaleniec.
- Nie, kiedy wyzdrowieję poradzę sobie sam - oznajmił, tym samym kończąc ową rozmowę. Nie chciał przyznać, że nie chce po prostu innych narażać. Nie daliby rady demonom w piekle. A Enma Daiohn był najsilniejszym z piekielnych władców. Nawet Asakura będzie miał z nim spore kłopoty. Musiał jednak stawić mu czoła. Inaczej nie zdobędzie kolejnego ducha. Po jakimś czasie wszedł wolnym krokiem do namiotu. Musiał teraz dużo odpoczywać, jeśli chciał szybko stanąć na nogi. Tym oto sposobem Mohammed został sam, a jego jedynym towarzyszem został cichy duch ognia. Co myślał o pomyśle swojego pana? Tego nikt nie wiedział.