sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział piąty

I kolejny rozdział gotowy ^^ Trochę przeskoczyłam w czasie, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Trzeba przecież ciut przyspieszyć godzenie braciszków : D Niemniej jednak Haoś nie będzie miał teraz tak łatwo, ale to w kolejnym rozdziale. Ten jest przede wszystkim o Yoh. Mam nadzieję, że się spodoba : P


Nasi przyjaciele siedzieli przy stole, pogrążeni w cichej pogawędce. Odkąd Anna wybiegła z domu minęło dobre pół godziny i chłopcy byli nieco zdziwieni. Czyżby Yoh uciekł przed narzeczoną jeszcze dalej? Nie żeby za itako tęsknili, ale atmosfera była jakaś taka gęsta. Obawiali się chyba, że im również oberwie się za zniknięcie Asakury. Bądź co bądź mogli go zatrzymać, prawda? Pobożnym życzeniem chłopaków było aby Kyoyama chociaż na kilka dni pojechała do Izumo. Bez niej było zawsze spokojniej, nikt nie wywierał na nich niepotrzebnej presji. Żyli swoim życiem, jedli to na co mieli ochotę i nie musieli trzymać jakiejś niepotrzebnej diety. Tym bardziej, że nie zapowiadało się, by turniej szybko został wznowiony. Od jakiegoś czasu dzwonki wyroczni przecież milczały. Ale do blondynki żadne argumenty nie trafiały, była strasznie uparta i słuchała jedynie siebie. Może i chciała dobrze dla szamanów, ale trochę przerwy przecież im nie zaszkodzi. A tutaj jak nie bieganie to przysiady, albo siedzący pies. Ćwiczenia bez chwili wytchnienia. Horo Horo zaczął już nawet żałować, że zechciał odwiedzić przyjaciela, bo gdyby wiedział, że będą go tutaj czekały takie tortury, trzymałby się od tego miejsca z daleka. Niestety jego siostra, Pirika była pokroju Anny i także lubiła go gnębić. Jak można się domyślić trzymała we wszystkim stronę koleżanki. Na szczęście była jednak odrobinę bardziej ugodowa, ale też potrafiła nieźle mu dokopać. W końcu jego ukochany braciszek musiał zostać królem szamanów, aby drobiażdżki mogły przeżyć. I nie dopuszczała do siebie myśli, że może być inaczej. W pewnym momencie usłyszeli huk. To drzwi od domu otworzyły się z impetem, a do środka weszła Kyoyama, ciągnąc za sobą osłupiałego jeszcze Yoh. Chyba biedny nadal nie mógł uwierzyć w to, co miało miejsce jeszcze niedawno. Przyjaciele popatrzyli po sobie, ale żaden nie odważył się odezwać chociażby słowem. Każdy z osobna mimo wszystko jednak współczuł brunetowi, gdyż nie chcieliby znaleźć się w podobnej co on, sytuacji. Bo nie oszukujmy się, położenie Asakury w tym momencie było jeszcze gorsze, aniżeli beznadziejne.
- To ja może pozmywam po kolacji - mruknął Ryu, a chwile później już stał w fartuchu przy zlewie. Reszta zrozumiała co się święci i dobrowolnie zaczęli znosić do kuchni brudne naczynia, a poza tym... tam było teraz bezpieczniej. W salonie została jedynie Anna ze swoją ofiarą oraz Opacho zaintrygowana tą całą sytuacją. Nie zdawała sobie chyba sprawy z tego, że to wcale zabawa nie jest. Będąc z Hao musiała dosyć szybko dorastać i zapewne dużo sposobności do bawienia się nie miała. Spoglądała to na itako, to na Yoh. Jest taki podobny do mistrza Hao..., pomyślała i westchnęła smutno pod nosem, bo jakby nie patrzeć jej mentora już na tym świecie nie było. Tak przynajmniej się jej zdawało. Nie miała przecież pojęcia, że żyje i przebywa wcale nie tak daleko stąd. Nikt o tym nie wiedział. Nikt poza Mikihisą i Yohmei. Niebawem jednak wszyscy dowiedzą się, że ich największy wróg nadal po ziemi stąpa i planuje zemstę. I czy ktokolwiek zdoła go powstrzymać?
- Coś Ty sobie myślał, chowając się u Fausta? Myślałeś, że Ciebie nie znajdę? Masz szczęście, że jestem w dobrym humorze, bo inaczej byłoby z Tobą krucho. Nie oznacza to jednak, że ominie Cię kara za lekceważenie swojej narzeczonej. Dobrze wiesz, że tego nienawidzę. - warknęła Kyoyama, patrząc na chłopaka chłodnym wzrokiem. Zawiodła się na nim i to bardzo. To ona tak się starała, żeby po wznowieniu turnieju był najlepszym z zawodników, a on w ogóle jej wysiłku nie docenia. Najchętniej cały dzień spędziłby na obijaniu się i zaniedbywaniu treningów. A to nie przystoi przyszłemu Królowi Szamanów, którym miał zostać. A co z Opacho? Dziewczynka, stwierdziwszy że tutaj już nic ciekawego się nie dzieje, poszła do reszty szamanów, którzy tylko wyglądali czy aby są już bezpieczni. Nie było jej źle w domu Asakury, ale mimo wszystko tęskniła za życiem, jakie przedtem wiodła.
- Anno, to nie tak! Ja wcale się nie ukrywałem. Jakbym mógł? Po prostu spotkałem Fausta z Elizą i chciałem powspominać czasy turnieju. Ot co. Zaraz też miałem wracać do domu. Naprawdę! - kłamał bardzo sprawnie i ktoś, niebędący Anną z pewnością na owe łgarstwa by się nabrał. Ale nie blondynka, która doskonale wiedziała jak to było na prawdę. Prychnęła tylko pogardliwie, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów.
- Nie pogrążaj się już lepiej. Zapomniałabym jeszcze... kolacji już dla Ciebie nie ma, a jutro przed śniadaniem masz odpracować karę. Biegasz wokół miasta tak długo, aż mięśni nie będziesz czuł. Nie mniej jednak, niż pięćdziesiąt mil. - dodała jeszcze, na chwile się zatrzymując, aczkolwiek nie racząc Yoh nawet marnym spojrzeniem. Szaman jęknął załamany, bo to były jakieś tortury, a nie ćwiczenia. Ale co miał zrobić? Kolejne sprzeciwienie się Annie niczego dobrego nie wróżyło.

***
Kolejne dni i miesiące mijały nie ubłagalnie, ale nikt nie mógł na to nic poradzić, taka była bowiem kolej rzeczy. Yoh w osamotnieniu biegł właśnie w straszny upał ulicami miasta, a na nogach jego, oraz nadgarstkach widniały ciężarki - po pięć kilogramów każdy, dwadzieścia łącznie. Kolejny wymysł Anny, mający na celu jak twierdziła, wzmocnienie mięśni chłopaka, które podobno miał zwiotczałe. On oczywiście twierdził inaczej, ale jaki sens miało kłócenie się z wszechwiedzącą? Ren z siostrą wrócili do domu, Tamao też się gdzieś ulotniła, ale na szczęście reszta jego przyjaciół jeszcze go nie opuściła. Ale jak długo będą wytrzymywali gnębienie itako? Czy ta dziewczyna chciała pozbawić go jakichkolwiek znajomych tylko po to, żeby całkowicie skupiał się na treningu? Zasapany opadł po piętnastu milach na jednej z ławek, na której lubił przesiadywać ze względu na otaczającą go przyrodę. Mógł tutaj całkowicie zapomnieć o otaczającym go świecie i problemach z nim związanych. Czyli o Annie, tak w skrócie mówiąc. Oparł się plecami o drewniane oparcie i spojrzał przed siebie, jakby niewidzącym wzrokiem. Widać było po jego minie, iż o czymś myśli. Tylko co wprawiło bruneta w owe zadumanie? Otóż w myślach cofnął się jakiś miesiąc wstecz. Wówczas to obchodzone były jego szesnaste urodziny, ale nie to było najważniejsze. W ten jeden, jedyny dzień zwolniony był od jakichkolwiek treningów, a w domu nie musiał robić absolutnie nic! Było to dla młodego Asakury istne święto, ale nie tylko z tego właśnie powodu. Na przyjęciu pojawił się również, oprócz jego przyjaciół, Silva. A wspominał dzień dwunastego maja.
Już rano wyczuć się dało dziwną atmosferę, panującą w domu. Przede wszystkim dlatego, że Yoh nie został brutalnie zwalony z łóżka skoro świt. Po zejściu na dół itako z uśmiechem na ustach oznajmiła mu, że ma dzisiaj wolne co wprawiło bruneta w niemałe osłupienie. Co jest grane? Czyżby Annie znudziło się pastwienie się nade mną? Nie, to raczej nie to... Pomyślał, jednocześnie rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu reszty szamanów. Gdy ich jednak nie znalazł, wrócił ogłupiałym spojrzeniem na blondynkę i skołowany podrapał się po głowie.
- Kotku, czyżbyś zapomniał, że dzisiaj są Twoje urodziny? Wszystkiego najlepszego - powiedziała wesoło dziewczyna, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. Zaraz, zaraz... Od kiedy ona była taka miła? Coś tutaj chłopakowi nie pasowało, ale nie miał się czasu nad tym zastanawiać, ponieważ Kyoyama złożyła pocałunek na jego policzku. To także była dla niego niespodzianka. Gdzie ta zimna i bezwzględna itako, która lubowała się w dręczeniu? Wnioskując jednak po braku przyjaciół, można było stwierdzić, iż wysłani zostali przez nią na zakupy. Zresztą... Yoh również wyrzuciła na spacer, żeby powdychał sobie świeżego powietrza. Gdy wrócił, wszyscy goście już na niego czekali. I to chyba dosyć długo. Asakura napotkał po drodze karcące spojrzenie swojej narzeczonej, ale o dziwo udało mu się je zignorować. Starsi Asakurowie zachowywali się jakoś dziwnie przez cały ten czas, ale nikt nie chciał powiedzieć, co jest grane. Chłopaka najbardziej martwiło to smutne, a zarazem troskliwe spojrzenie jego matki, Keiko. Jejku, czy oni dzisiaj wszyscy powariowali? Jedynie Silva zachowywał się normalnie i przywiózł nawet ze sobą wieści, odnośnie turnieju. Miał się on odbyć dopiero za pół roku, a żeby dać szanse nowym szamanom - każdy miał zaczynać od początku. Tym oto sposobem Yoh wyzbył się swojego dzwonka wyroczni, na który tak ciężko zapracował. Ale cóż zrobić? Przecież nikt mu nie obiecywał, że życie będzie łatwe. Pod koniec imprezy, podczas której wszyscy doskonale się bawili, brunet opuścił towarzystwo. Chciał pobyć trochę sam. Bez zbędnych widzów. Usiadł pod pobliskim drzewem, otoczył kolana ramionami, a wzrok swój utkwił w nocnym, ogwieżdżonym niebie. Dokładnie tak, jak robił to teraz - niemalże miesiąc po swoich urodzinach. Myślał o swoim bracie, a zarazem przodku, którego zabił. Ostatnio wracał do tego zdarzenia nieco rzadziej, ale nie zapomniał o tym, co zrobił. Nie potrafił wyzbyć się tych przykrych wspomnień. Opacho opowiadała mu, że Hao nie był wcale takim potworem, za jakiego miała go większość szamanów. Wychowywał się w trudnych czasach, w których wojna była na porządku dziennym, a zacofani ludzie palili szamanów mając ich za demony. Nic więc dziwnego, że ówczesny Asaha znienawidził ludzkość. Odebrali mu matkę, wszystko to, co było dla niego najważniejsze. Niemniej jednak Yoh nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego przodek wybrał najłatwiejszy sposób na rozwiązanie tej rozprzestrzeniającej się dżumy - zgładzenie rodzaju ludzkiego. Przecież nie był zły. Źli ludzie nie mogą zobaczyć ducha, a Asakura był świetnym szamanem. No tak, był. Dopóki jego własny przodek go nie zabił, znowu. Brunet wyrwany z zamyślenia przez jakiś szelest, westchnął głośno. Sam nie wiem, jak bym się czuł gdyby cała rodzina mnie nienawidziła i za wszelką cenę chciała zabić, przeszło mu przez myśl, a gdy wstał z ławki ujrzał swojego małego przyjaciela na rowerze.
- Manta? Co Ty tutaj robisz? - zapytał, wolno do niego podbiegając. Nawiązując jeszcze do turnieju to Anna obiecała mu odpuścić, ale jak widać jeszcze mocniej 'dokręciła' śrubkę. Chociaż z drugiej strony, jest teraz nieco milsza dla wszystkich, nie tylko dla chłopaka. Oboje zaczęli teraz kierować się w stronę domu, ponieważ zaczęło się robić już ciemno, poza tym Asakurze burczało w brzuchu. A na głodnego biegać mu się nie chciało. Miejmy nadzieje, że odrobić tego, czego nie przebiegł nie będzie musiał.
- Jechałem właśnie do Ciebie i zdziwiłem się, widząc, że siedzisz tutaj na ławce. Czyżby Anna dała Ci dzisiaj wolne?- zdziwiony chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, który żwawo przebierał nogami zaraz przy jego rowerze. Cóż, z pewnością już teraz nadawałby się na wszelkiego rodzaju maratony i triatlony. Także zawsze jakąś perspektywę, jeśli nie wygra Turnieju Szamanów, miał.

***
- Anno, jestem! - krzyknął Manta, przekraczając próg mieszkania. Obojgu przyjaciół wydawało się ciut dziwnym, że dziewczyna nie czeka na nich już w drzwiach, ale z drugiej strony może gdzieś wyszła? Chłopcy przeszli przez salon, ale pech chciał, że musieli iść przy pokoju itako.
- Jak zwykle spóźniony. A ja tutaj z głodu umieram. No dalej, czekam na sushi! Tylko żeby było zjadliwe. - mówiła wolno, zapewne odpowiadając na wcześniejsze słowa
Oyamady. A co ona robiła? Oczywiście leżała przed telewizorem, nie racząc ich nawet spojrzeniem. Zbyt zajęta była oglądaniem jednego ze swoich ulubionych seriali. Wszystko wskazywało też na to, iż nie miała bladego pojęcia o tym, że Yoh nieco sobie bieg skrócił. Po jakimś czasie wszyscy poszli zjeść to, co Manta i'm przygotował. Asakura doskonale pamiętał, jak kilka dni temu Ryu uczył ich gotować, żeby nie musiał tutaj przebywać całymi dniami. Też miał już dosyć Kyoyamy, która wykorzystywała wszystkich dookoła, a sama nie robiła absolutnie nic.
- Na razie dam sobie spokój z tymi treningami. Do Turnieju jeszcze pół roku, więc mogę sobie odpocząć trochę. Chociaż tydzień, albo dwa. Tak, Anno. Nie będę biegał, nawet jeśli będziesz mi kazała.- odezwał się ni z tego, ni z owego Yoh, przełykając kawałek surowej ryby. Anna zaraz podniosła głowę i wbiła zaskoczone, a zarazem zabójcze spojrzenie w swojego narzeczonego. Brunet zauważył, jak na niego patrzy i chyba nieco początkowo pożałował tej swojej otwartości. Ale ile mógł kulić ogon? Musiał się przecież w końcu postawić! Odstawił talerzyk i odważył się spojrzeć dziewczynie prosto w oczy.
- Chyba masz racje. Daje Ci dwa tygodnie wolnego, ale po tej przerwie ćwiczysz z większymi ciężarkami - odpowiedziała nadzwyczaj spokojnym głosem, wracając do wolnego przeżuwania sushi. Na szczęście Manta dzisiaj przeszedł samego siebie i jedzenie było w miarę zjadliwe. Niecały kwadrans później wróciła do oglądania seriali, a chłopców zagoniła do mycia naczyń. Może i Yoh miał wolne od treningów, ale nie oznaczało to tego, że nie będzie musiał sprzątać w domu. Jeśli tak myślał, przeżyje niemały szok. W końcu Anna sprzątać nie miała zamiaru. Gdy wszyscy byli czymś zajęci, w pierwszym momencie nie zauważyli swojego gościa, który spokojnie czekał w salonie.
- Matamune, co Ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony obecnością kocura, wchodzący do pokoju Yoh. Zaraz też zrzucił z siebie ten okropny fartuszek, bo trochę wstyd mu było tak stać w nim przed przyjacielem. Gdy itako usłyszała rozmowę, podniosła się z podłogi i dołączyła do reszty towarzystwa. Ona także zaskoczona była jego obecnością.
- Muszę wam coś powiedzieć. Asakurowie nie chcieli mi na to pozwolić, ale nie mam wyboru. Potem może być już zbyt późno na interwencję... - westchnął cicho Matamune, jednocześnie wyciągając z pyska fajkę, którą teraz trzymał w łapce. Widać było, że jest bardzo zmartwiony, ale co było tego powodem? Niebawem pewnie się dowiemy.